Rok 1863 w Proszowskiem

W okresie od 22 stycznia 1863 do jesieni 1864 roku, na terenach zaboru rosyjskiego, czyli Królestwa Polskiego, toczyły się walki zbrojne, które do polskiej historii przeszły pod nazwą Powstania Styczniowego. Proszowice nie znalazły się wprawdzie w bezpośrednim obszarze działań oddziałów powstańczych, jednak wokół nich działo się naprawdę wiele. Czy w związku z tym miasto i jego mieszkańcy mogli mieć jakiś znaczący udział w walkach toczonych podczas tej insurekcji? O uczestnictwie kilku mieszkańców miasta wiadomo z całą pewnością, bo zostało to już wcześniej udokumentowane – mowa o Piotrze Wciślińskim (1842-1914) oraz Leopoldzie Pieprzaku (1843-1887). Wiadomo, że w Proszowicach na pewno wielokrotnie gościły oddziały lub niewielkie grupy rokoszan – miasto położone było wówczas w niewielkiej odległości od granicy rosyjsko – austriackiej, którą oddziały powstańcze często przekraczały, i to w obu kierunkach. Niemym świadectwem zmagań powstańczych jest w Proszowicach mogiła, według przekazów znajdująca się obok kościółka Św. Trójcy – niestety obecnie nie ma po niej śladu, chociaż niewątpliwie pochowani w niej ludzie nadal tam spoczywają. Tylko kto został pochowany w tej mogile? W jakich okolicznościach zginął? Te pytania wciąż pozostawały bez odpowiedzi. Niestety ludzie pamiętający czasy powstania już dawno zmarli, dawno odeszli także Ci, którzy pamiętali ich opowieści. Jeszcze w połowie XX w. obok kościółka Św. Trójcy znajdował się drewniany krzyż, który znaczył wspomnianą mogiłę. Jednak przy okazji prac porządkowych wykonanych w otoczeniu świątyni w latach ’60 ubiegłego wieku i ten znak (zapewne mocno już zniszczony) zniknął. Znamy go dziś już tylko ze starego zdjęcia, wykonanego około 1926 roku przy okazji dokumentowania mogił powstańczych, które zreprodukowano następnie w książce wydanej 3 lata później nakładem Ministerstwa Robót Publicznych pt. „Pomniki bojowników o niepodległość 1794-1863”.

Odpowiedź na postawione wyżej pytania znalazłem przeglądając stare czasopisma z drugiej połowy XIX i z początku XX w. Natrafiłem w nich na publikacje, w których Proszowice oraz Zagrody Proszowskie pojawiają się wielokrotnie w kontekście działań powstańców styczniowych i ich przeciwników, czyli żołnierzy Imperium Rosyjskiego, zwanych wtedy powszechnie Moskalami. Jak się okazuje, działania powstańcze były szeroko komentowane w prasie już w 1863 roku – z reguły kilka dni po stoczonej bitwie czasopisma drukowały relacje (czasem bardzo szczegółowe) ze stoczonych bitew, podając ich przebieg oraz straty obu walczących stron, czasem tylko w przypadku powstańców stosując pseudonimy lub inicjały, szczególnie w stosunku do osób z dowództwa – zapewne ze względu na bezpieczeństwo ich samych oraz ich rodzin. Oczywiście takie relacje pojawiały się przede wszystkim poza Królestwem Polskim, na terenie którego toczone były działania zbrojne, czyli w prasie polskojęzycznej wydawanej na terenie zaboru austriackiego (np. krakowski „Czas”, lwowska „Gazeta Narodowa”) czy też pruskiego (np. „Gazeta W. Xięstwa Poznańskiego”). Według tych doniesień, największe akcje zbrojne powstańców w proszowskiem miały miejsce w lutym, marcu i sierpniu 1863 r. I właśnie przede wszystkim na wydarzeniach z tych trzech miesięcy będzie oparty niniejszy tekst.

Pierwszy zryw powstańczy na ziemi proszowskiej miał miejsce już wkrótce po jego wybuchu, co jak wiadomo nastąpiło 22 stycznia 1863 roku. Kilkanaście dni później, tj. 9 lutego, sformowany w Proszowicach oddział powstańczy w liczbie około 20 osób, przemaszerował przez Wawrzeńczyce i Igołomię w kierunku na Tropiszów, gdzie po opanowaniu znajdującej się nieopodal komory celnej skonfiskowano znajdującą się w kasie komory gotówkę w kwocie 30 rubli.

W lutym i marcu 1863 r. w stosunkowo bliskiej odległości od Proszowic miało miejsce kilka dużych potyczek powstańców z oddziałami wojsk rosyjskich – między innymi pod Małogoszczą (24 lutego), Mrzygłodem (1 marca) czy Chroberzem i Zagością (17 marca). Po tych bitwach oddziały powstańcze przemieszczały się między innymi przez ziemię proszowską w kierunku granicy rosyjsko – austriackiej z zamiarem jej przekroczenia. Wiedziało o tym dowództwo rosyjskie i dlatego w pościg posyłane były oddziały jeźdźców (głównie Kozaków), których celem było przechwytywanie polskich niedobitków, a w szczególności ich mordowanie. W tej pogoni Moskale nie wahali się przekraczać granicy i tam także katować schwytanych powstańców. Tak było między innym 21 marca 1863 roku, gdy po bitwie pod Małogoszczą generał Langiewicz przechodził granicę z wieloma swoimi żołnierzami w okolicach Czulic. Goniący ich rosyjski pułkownik Czengiery wojsko swoje wprawdzie zatrzymał przed granicą, ale do Galicji wysłał kozackich jeźdźców, którzy pędząc przez Czulice zarąbali szablami trzech powstańców, zastrzelili stojącego na warcie koło czulickiego kościoła austriackiego żołnierza, a także wzięli do niewoli austriackiego oficera stacjonującego w tamtejszym dworze. Oficera wprawdzie po pewnym czasie zwolniono, wcześniej jednak obrabowano go z wszystkiego co miało jakąś wartość i pozostawiwszy mu tylko szablę pognano go na terytorium austriackie. Czterech zabitych w tej akcji pochowano na cmentarzu w  Czulicach we wspólnej mogile, po której do dziś niestety ślad zaginął.

Austria wobec konfliktu zbrojnego na terenie Królestwa Polskiego starała się zachować przede wszystkim neutralność. Nie zawsze miało to jednak odzwierciedlenie w rzeczywistych działaniach jednostek strzegących granicy austriacko – rosyjskiej. Oddziały powstańcze formujące się w Galicji, czyli po stronie austriackiej i przechodzące na stronę rosyjską, były wielokrotnie ostrzeliwane przez Austriaków. Podobnie było, gdy polskie oddziały po stoczonych na terenie Królestwa Polskiego walkach, wycofywały się na stronę austriacką.  Wojsko austriackie nie interweniowało za to wtedy, gdy Kozacy zapuszczali się w pościgu za powstańcami na ich terytorium, mimo że tym, oprócz polskich wojaków, zdarzało się czasem także zabić austriackiego pogranicznika czy obywatela.

Oddziały Kozaków odwiedzały także i Proszowice. Jedną z relacji na ten temat można znaleźć w notatce zamieszczonej w lwowskiej „Gazecie Narodowej” z 27 marca 1863 roku. Oddajmy głos jej autorowi (zachowana oryginalna pisownia):

„O moskalach, rabujących i mordujących w miejscach przez powstańców opuszczonych, dochodzą nas coraz nowsze wieści, a z nich podamy tu jedną pewną. Stojąc we wsi Zagrodach pod Proszowicami, wysłali do tego miasteczka oddział kozaków na rekonesans, czy też przypadkiem nie ma tam gdzie ukrytych powstańców. Oddział wjechał na środek w głuchem milczeniu pogrążonych Proszowic, i badawczo rozpatrywał się na około. W tem zjawił się jakiś odważny i zuchowaty mieszczanin, który zobaczywszy kozaków, porwał za leżący obok niego kamień, i tak szczęśliwie rzucił nim na kozaka, że ugodzony w głowę, spadł z konia od razu. Strwożeni tem kozacy wzięli się do odwrotu, i nie goniąc mieszczuka proszowickiego, ale krzycząc hura! pogonili do głównej kwatery w Zagrodach. Następstwem tego było, iż cały oddział Moskali uderzył na Proszowice, i byłby je do szczętu zniszczył, gdyby nie burmistrz i pewien obywatel B., którzy na klęczkach uprosili łaskę, przyrzekając i przysięgając wydanie owego śmiałego buntownika. Czego to na moskali potrzeba, aby ich strwożyć, – i spłoszyć!”

Czy Proszowianie obietnicy dotrzymali i śmiałka wydali? Tego niestety autor notatki nie podaje…

 

Dowódca polskiego oddziału spod Wąsowa pułkownik Aleksander Taniewski pseud. Tetera (źródło zbiory Tadeusza Sauczeya w Centralnym Archiwum Historycznym Ukrainy, sygn. 195-1-58)

Kolejne wydarzenia Powstania Styczniowego związane z Proszowicami, miały miejsce w sierpniu 1863 roku i rozpoczęły się w odległości kilkunastu kilometrów od nich. W nocy z 14 na 15 sierpnia, na terenach przygranicznych po stronie austriackiej zebrał się oddział około 370 mężczyzn, sformowanych w dwa bataliony, przyprowadzonych tam z Krakowa przez oficerów werbunkowych: majora Karola Kalitę (w całym powstaniu dosłużył się potem stopnia pułkownika oraz przydomku „Rębajło”) oraz majora Mieczysława Szameita. Obaj mieli za sobą karierę oficerską w wojsku austriackim, zakończoną dezercją w celu dołączenia do polskiego zrywu narodowego. W punkcie zbornym dowództwo całego oddziału objął pułkownik Aleksander Taniewski pseudonim „Tetera” – ten z kolei był wcześniej pułkownikiem armii rosyjskiej. Zebrani ochotnicy to była mniej niż połowa z planowanego składu, który miał docelowo liczyć 800 ludzi – tylu w każdym razie ochotników pozyskały wcześniej działające w Krakowie biura werbunkowe. Wśród tych 370 żołnierzy, oprócz Polaków była też legia cudzoziemska złożona z 65 wojaków. Po wyfasowaniu mundurów oraz broni, oddział ruszył w kierunku granicy z Rosją, którą osiągnął około godziny 7 rano 15 sierpnia, w okolicy Wolicy i Cła (po stronie austriackiej) i naprzeciwko Igołomii (po stronie rosyjskiej). Maszerującej w kierunku Igołomii kolumnie zablokowała przejście grupa żołnierzy austriackich z posterunku granicznego, którzy otworzyli ogień w kierunku oddziału Tetery, zabijając dwóch żołnierzy i raniąc kilkunastu innych (inne źródła podają, że rannych było sześciu). Ostatecznie powstańcy przekroczyli granicę tylko w liczbie 300, ponieważ austriacki ostrzał spowodował także odcięcie grupy około 50 Polaków po austriackiej stronie granicy.

Po przekroczeniu granicy oddział powstańców sformował się na nowo i ruszył w szyku przez Tropiszów w kierunku Wąsowa, mając za cel osiągniecie lasów w okolicy Biórkowa. Znajdując się około 11:30 na obrośniętym krzewami wzgórzu pod Wąsowem, oddział został zaatakowany przez 3 roty piechoty rosyjskiej, wspartej przez oddział objeszczyków (rosyjskich konnych strażników granic), przybyłych z odległych o około 11 km Proszowic. Jak się okazało, oddział ten stacjonował w Proszowicach i jego dowódca został poinformowany o działaniach powstańców. Moskale w liczbie 450 do 500 ludzi, dowodzeni przez pułkownika Zwieriewa, uderzyli z północnego zachodu na rozwiniętych na lesistym wzgórzu Polaków. Niestety powstańcy nie wytrzymali nawały ognia i przeszło połowa z nich uciekła w popłochu w kierunku granicy i znajdujących się po stronie austriackiej Karniowa i Czulic, zostawiając pozostałych kompanów związanych walką z przeważającymi siłami przeciwnika. Z tych uciekających część wyłapali objeszczycy, ale znacznie większa część po przekroczeniu granicy została aresztowana przez Austriaków. Na wzgórzu pod Wąsowem przez 2 godziny jeszcze broniła się ponad setka ludzi, w tym około 70 Polaków i około 30 żołnierzy z legii cudzoziemskiej pod dowództwem dzielnego węgierskiego oficera i szwedzkiego kapitana o pseudonimie „Molborug”. W ciągu tych 2 godzin, walcząc z pięć razy liczniejszym przeciwnikiem, powstańcy położyli trupem 20 Moskali, sami tracąc też kilkunastu kolegów, a kolejnych kilkunastu zostało rannych. Ponieważ Moskale zastosowali manewr oskrzydlający i zaczęli zachodzić polski oddział od tyłu, ten zaczął się wycofywać na południe w kierunku lasku czernichowskiego, w którym walczył dalej otoczony z trzech stron przez Rosjan, a z czwartej mając granicę obsadzoną oddziałem wojska austriackiego. W lasku tym walki trwały do około 15:30, kiedy to z Nowego Brzeska przybył dodatkowy oddział rosyjskiej piechoty, co ostatecznie przesądziło o zakończeniu bitwy. Wymęczony, osłabiony stratami oddział powstańców przekroczył ostatecznie granicę, gdzie większość z walczących (w tym pułkownik „Rębajło”) została aresztowana przez pograniczników austriackich. W pościgu za uciekinierami Moskale na koniach wdarli się daleko w głąb terytorium austriackiego i tam zabili jeszcze 5 Polaków, a kilku innych poranili.

Dowódcy batalionów z bitwy pod Wąsowem: po lewej major Karol Kalita zwany Rębajło (źródło: Wikipedia, domena publiczna), po prawej major Mieczysław Szameit (źródło: strona internetowa www. genealogia.okiem.pl)

 

W całym boju pod Wąsowem i Czernichowem zginęło po stronie polskiej 28 żołnierzy, wliczając w to rannych okrutnie dobitych przez Moskali. Jednym z nich miał być hrabia Mielżyński (uczestnik powstania z 1831 r.) – Moskale zadali mu kilkadziesiąt pchnięć bagnetem. Straty rosyjskie wyniosły ponad 30 zabitych i nieznaną liczbę rannych, szacowaną również na nie mniej niż 30. Po zakończonym boju Moskale obdarli wszystkich zabitych i rannych prawie do naga. Okoliczni mieszkańcy pozbierali ciała poległych i kilka dni później, 18 sierpnia, zostali oni  pochowani przez księdza proboszcza Mariana Rutkowskiego z Igołomii w asystencji obywateli Stanisława Machnickiego z Tropiszowa i Aleksego Penota z Glewisk. 21 ciał, w większości bezimiennych, spoczęło na cmentarzu w Igołomii, w osobnych trumnach, we wspólnej mogile. Miejsce pochówku 7 kolejnych jest obecnie nieznane. W księdze zgonów parafii Igołomia z roku 1863 znajduje się lista poległych w tej bitwie: z 21 ciał udało się zidentyfikować tylko 3: hrabia Stadnicki lub Starzeński, Ludwik Prędowski, którego za życia tytułowano kapitanem, lat około 60 oraz Władysław Styczyński z Kielc, lat około 30. Resztę wpisano jako „nieznanych”.

Fragment księgi zgonów z parafii Igołomia z 1863 r., opisujący rany zadane w bitwie jednemu z poległych, Francuzowi z pochodzenia (źródło: AN w Krakowie, sygn. akt 29/1196/0/-/53)

 

Odnowiony w 2020 r. pomnik powstańców poległych pod Wąsowem i Czernichowem, zlokalizowany na cmentarzu parafialnym w Igołomii (fot. W. Nowiński)
Odnowiony w 2020 r. pomnik powstańców poległych pod Wąsowem i Czernichowem, zlokalizowany na cmentarzu parafialnym w Igołomii (fot. W. Nowiński)

Rosjanie po bitwie wzięli do niewoli 70 powstańców, w tym 36 rannych. Jeńców poprowadzili do Proszowic (rannych wieziono na wozach), gdzie w folwarku na Zagrodach zorganizowano prowizoryczny szpital polowy. Opiekę nad rannymi sprawował tam między innymi Michał Rzadkowski, 26-letni student chirurgii z Warszawy (późniejszy lekarz w Węgrowie na Mazowszu). Niestety nie wszystkim było dane przeżyć: 6 z nich zostało już na zawsze w Proszowskiej ziemi, pochowanych w mogile, która znajduje się na terenie cmentarza koło kościółka Św. Trójcy.

Mapa z oznaczeniami wskazującymi przebieg działań w dniu 15 sierpnia 1863 r. Na niebiesko zaznaczono przebieg ówczesnej granicy austriacko – rosyjskiej. Czerwone strzałki wskazują kierunek przybycia oddziałów powstańczych na teren Rosji oraz ich odwrotu po zakończonych walkach.

1 – prawdopodobne miejsce przekroczenia przez powstańców granicy austriacko – rosyjskiej,

2 – miejsce pierwszej fazy bitwy,

3 – miejsce drugiej fazy bitwy

4 – miejsce ponownego przekroczenia granicy przez rozbity oddział powstańców 

Upublicznienie nazwisk zmarłych żołnierzy zawdzięczamy w znacznej mierze naocznemu świadkowi wydarzeń z 15 sierpnia 1863 r., krakowianinowi Romanowi Krzyżanowskiemu. W 1913 roku, w 50. rocznicę Powstania Styczniowego, krakowski „Czas” opublikował na swoich łamach jego wspomnienia dotyczące potyczki pod Wąsowem i Czernichowem oraz listę 5 powstańców zmarłych z ran na Zagrodach i pochowanych w Proszowicach. Latem 1863 roku, jako 8-letni chłopak, przebywał on w Czulicach u swojego wuja. Czulice znajdowały się w tamtym czasie na terenie Austrii, jednak tuż przy granicy z Rosją i chłopak miał możliwość obserwowania terenów po drugiej stronie kordonu granicznego ze wzgórza nieopodal domu, w którym mieszkał. Jego opis bitwy pokrywa się w większości z przytoczonymi wcześniej relacjami prasowymi z epoki.

Kilkadziesiąt lat później, Krzyżanowski postanowił odnaleźć groby powstańców pochowanych w Proszowicach. Sądząc, że znajdują się one na cmentarzu parafialnym, to tam skierował swoje kroki. Nie znajdując mogiły powstańczej stwierdził, że prawdopodobnie nie zachowała się. Niestety nie żył już wtedy proboszcz Mateusz Smołuchowski (zmarł w 1877 roku), który był świadkiem tych pochówków. A przecież ta mogiła cały czas była, tyle że w innym miejscu! Wiedząc, że w 1863 roku od około 25 lat funkcjonował już obecny cmentarz parafialny przy ulicy Krakowskiej, zlokalizowanie powstańczej mogiły na starym, zamkniętym już cmentarzu przy kościółku Św. Trójcy może wydawać się nieco dziwne. Jeśli jednak weźmie się pod uwagę szerszy kontekst tych zgonów, to można znaleźć logiczne i spójne wyjaśnienie tej sytuacji. Trzeba przede wszystkim wziąć pod uwagę fakt, gdzie zmarli powstańcy: był to szpital polowy zorganizowany w byłym folwarku królewskim w Zagrodach Proszowskich. Właścicielem Zagród i tamtejszego folwarku w owym czasie był już od ponad 30 lat baron Romuald Gostkowski Tenże baron Gostkowski cztery lata wcześniej, w roku 1859, zainwestował w remont kościółka Św. Trójcy, po którym to remoncie przeniósł do jego podziemi prochy swoich rodziców: Józefa i Agnieszki z Oebschelwitzów oraz brata Edwarda. Można powiedzieć, że w związku z tą inwestycją mógł traktować kościółek i teren wokół niego jak „swój własny”. Nic dziwnego więc, że wyraził zgodę, a może nawet sam zaproponował, aby powstańców zmarłych w szpitalu polowym zlokalizowanym w jego włościach pochować właśnie tuż obok odnowionego swoim kosztem kościółka.

Romanowi Krzyżanowskiemu nie udało się odnaleźć grobu powstańców, jednak dzięki kontaktowi z proboszczem Bronisławem Mieszkowskim udało mu się dokonać ich identyfikacji na podstawie zapisów w księgach parafialnych. Krzyżanowski zidentyfikował pięciu z nich, mnie tym samym sposobem udało się odnaleźć szóstego, którego Krzyżanowski z jakichś powodów przeoczył. Ślad po tych zmarłych znajduje się we wpisach w parafialnej księdze zgonów, wykonanych ręką księdza Mateusza Smołuchowskiego, ówczesnego proboszcza proszowickiej fary. Najciężej ranny powstaniec zmarł jeszcze tego samego dnia (czyli 15 sierpnia) w Proszowicach, na wozie przed apteką Antoniego Sikorskiego lub być może nawet wewnątrz apteki – jako świadek tej śmierci w księdze zgonów figuruje w każdym razie pracownik tejże apteki, niejaki Feliks Reymer. Pozostali powstańcy zmarli już na terenie folwarku na Zagrodach, w prowizorycznym szpitalu polowym. Pełna lista zmarłych z ran bohaterów spod Wąsowa i Czernichowa wygląda następująco:

– dnia 15 sierpnia o godzinie 10 w nocy zmarł Władysław Kozłowski z Krakowa, lat około 40,
– dnia 16 sierpnia o godzinie 9 wieczór zmarł Adam Kozłowski, lat 24, rodem z Galicji Austriackiej, rodzice nieznani,
– dnia 16 sierpnia o północy zmarł Józef Madaras, lat 35, rodem z Węgier, z miejscowości Grosswardein (węg. Nagyvárad, obecnie jest to rumuńskie miasto Oradea), rodzice nieznani,
– dnia 18 sierpnia o godzinie 5 po południu zmarł Bernard Szklarczyk, lat około 27, rodem z Galicji Austriackiej, (być może to Bernard Franciszek Szklarczyk, ur. w Krakowie w 1824 r., syn Marcina i Anny z Kubiców)
– dnia 19 sierpnia o godzinie 3 po południu zmarł Jan Werband, lat około 25, rodem z Galicji Austriackiej,
– dnia 21 sierpnia o godzinie 7 wieczór zmarł Franciszek Szwigier, lat około 23, syn Sebastiana Szwigiera z Bochni.

Akt zgonu Franciszka Szwigiera z Bochni zmarłego 21 sierpnia 1863 r. – fragment parafialnej księgi zgonów z Proszowic za rok 1863 (AN w Krakowie, sygn. akt 29/1236/0/-/51)
Akt zgonu Franciszka Szwigiera z Bochni zmarłego 21 sierpnia 1863 r. – fragment parafialnej księgi zgonów z Proszowic za rok 1863 (AN w Krakowie, sygn. akt 29/1236/0/-/51)

Miejsce spoczynku Władysława Kozłowskiego nie jest pewne, ponieważ ostatecznie nie dotarł on do szpitala polowego na Zagrodach i zmarł w Proszowicach. Jest więc całkiem możliwe, że pochowany został w związku z tym na cmentarzu przy ul. Krakowskiej. Oprócz miejsca zgonu pewną poszlaką, jest także fakt, że uroczystości rocznicowe powstania, obchodzone już w wolnej Polsce, organizowane były w Proszowicach na obu cmentarzach: tym „nowym” przy ul. Krakowskiej i tym „starym” przy kościółku Św. Trójcy, gdzie spoczęło pozostałych pięciu powstańców.

Zdjęcie wykonane około 1926 r., przedstawiające krzyż na mogile powstańczej obok kościółka Św. Trójcy w Proszowicach oraz plan orientacyjny położenia tej mogiły. Obie grafiki pochodzą z wydawnictwa „Pomniki bojowników o niepodległość”, wydanego w 1929 r. nakładem Ministerstwa Robót Publicznych.

Obchody rocznic Powstania Styczniowego na terenie zaboru austriackiego odbywały się praktycznie bez żadnych reperkusji ze strony władz. Inaczej było w zaborze rosyjskim, gdzie Rosjanie traktowali takie uroczystości jako formę buntu. Na obszarze Królestwa Polskiego możliwość świętowania rocznicy powstania pojawiła się więc dopiero na początku I wojny światowej, na terenach Królestwa zajętych przez Austriaków. Nie oznacza to jednak, że w Królestwie Polskim nie było takich rocznic organizowanych w ogóle – były, ale w konspiracji i ograniczały się zapewne najczęściej tylko do mszy odprawianych w intencji poległych w walkach w latach 1863-64. Pierwsze oficjalne rocznicowe uroczystości, zapewne jeszcze skromne, odbyły się w wielu miejscach już w styczniu 1915 roku. Rok później, 53. rocznicę powstania obchodzono już oficjalnie i z wielką pompą w każdej większej miejscowości Królestwa Polskiego, znajdującej się na terenie okupowanym przez Austriaków. Naczelny Komitet Narodowy obwołał te obchody świętem narodowym i zalecał ich zorganizowanie w każdym mieście i wsi w okresie od 22 stycznia do połowy lutego. Uroczystości miały obejmować manifestacje, stawianie krzyży na mogiłach poległych i polach bitew, odczyty i śpiewanie pieśni patriotycznych, spotkania z żyjącymi jeszcze weteranami.  Znajdujący się na froncie i pod bronią legioniści mieli uczcić rocznicę w dniu 22 stycznia paląc ku czci powstańców salwę karabinową… w rosyjskie okopy. W Proszowicach obchody zorganizowała w dniu 29 stycznia 1916 roku proszowska Liga Kobiet. Z bliżej nieznanych obecnie powodów z udziału wycofało się proszowskie duchowieństwo. Zamiast więc uroczystą mszą, obchody rozpoczęto marszem ze sztandarami (jeden z roku 1863, drugi jeszcze starszy) spod kościoła parafialnego na grób powstańców przy kościółku Św. Trójcy. W pochodzie brała udział miejska straż ogniowa, orkiestra, przedstawiciele włościan i okolicznych dworów w krakowskich strojach, a także uczniowie szkół z całej okolicy Proszowic. U stóp dębowego krzyża ustawionego na pamiątkę obchodu przemowę wygłosił miejscowy oficer werbunkowy, a następnie złożono pod nim wieńce i po odśpiewaniu „Boże coś Polskę” pochód ruszył na drugi cmentarz, gdzie również wieńcem i mową uczczono spoczywających tam powstańców. Druga część uroczystości miała miejsce po południu i składała się z odczytów, deklamacji, śpiewów pieśni patriotycznych oraz popisów dziatwy szkolnej.

Przez blisko 160 lat pamięć o Powstańcach Styczniowych pochowanych w Proszowicach z większym lub mniejszym natężeniem była pielęgnowana przez miejscowych patriotów. Zawsze było to jednak wspomnienie osób nieznanych, które poświęciły swoje życie za uwolnienie Ojczyzny z rąk rosyjskiego zaborcy. Teraz, gdy znane są już nazwiska tych bohaterów spod Wąsowa i Czernichowa, gdy znane jest miejsce ich pochówku, nadszedł wreszcie czas, aby uhonorować ich czymś więcej, niż tylko wspomnieniem w kolejną rocznicę powstania.

UZUPEŁNIENIE
Już po opublikowaniu powyższego artykułu dotarłem do kolejnej informacji (“Gazeta Narodowa” z 19 września 1863 r.) dotyczącej innych uczestników wydarzeń z 15 sierpnia 1863 r., które rozegrały się pod Wąsowem i Czernichowem. Jak już wiadomo, powstańcy pojmani przez Rosjan w czasie bitwy i po jej zakończeniu trafili, do Proszowic, a ranni do szpitala polowego w Zagrodach Proszowskich, gdzie 6 z nich zmarło z powodu odniesionych ran. Miesiąc po bitwie “Gazeta Narodowa” opublikowała następne wiadomości dotyczące tychże jeńców, w tym listę nazwisk tych, którzy z powodu ran nadal przebywali w szpitalu na Zagrodach oraz tych, którzy zostali przetransportowani przez Moskali do Olkusza. W notatce pojawia się także nazwisko proszowskiego lekarza Leona Rosenzweiga, który również opiekował się rannymi. Szczegółowość informacji podanych w tej notatce (i wszystkich innych informacji prasowych, do których udało mi się dotrzeć) każde domniemywać, że gazeta musiała mieć w Proszowicach (lub bliskiej okolicy) swojego “korespondenta”, znającego miejscowe realia oraz mającego dostęp do rannych powstańców. Właścicielem Zagród był baron Romuald Gostkowski, który  jako obywatel zarówno Królestwa Polskiego (gdzie znajdowały się Zagrody), jak i Austrii (miał tytuł szlachecki nadany przez cesarza oraz posiadał kamienice w Krakowie), miał możliwość łatwiejszego niż zwykły śmiertelnik przekraczania granicy pomiędzy zaborami rosyjskim i austriackim. Czy to on przenosił przez granicę wiadomości z Proszowic, które mogły być kolportowane dalej i publikowane w polskojęzycznej prasie austriackiej i pruskiej? Nie jest to wykluczone, chociaż póki co dowodów na to brak i zapewne trudno będzie je znaleźć, zważywszy że taka działalność podpadała pod kategorię szpiegostwa i sam baron Gostkowski na pewno robiłby wszystko, aby żadnych dowodów takiej działalności nie zostawiać.

Kto z was Ojczyzny z więzów nie wybawi
Zginie, lecz tyle synom swym zostawi
Sławy, nadziei, że staną się zdolni
Rozerwać jarzmo i umierać wolni!

Opracowanie:
Wojciech Nowiński
(czerwiec – sierpień 2021)