Proszowskie koneksje Kazimierza Brodzińskiego

Portret Kazimierza Brodzińskiego autorstwa Aleksandra Józefa Sleńdzińskiego
Portret Kazimierza Brodzińskiego autorstwa Aleksandra Józefa Sleńdzińskiego

Istnieje w Proszowicach ulica, której nazwa wydaje się mieć niewiele wspólnego z miastem i jego okolicami – mowa o ulicy Kazimierza Brodzińskiego. Jaki związek z Proszowicami mógł mieć ten poeta, że został patronem jednej z ulic? Dlaczego w mieście nie ma ulicy Mickiewicza, Słowackiego czy innego znanego polskiego poety – choćby Morstina, który mieszkał przecież w nieodległych Pławowicach – a jest za to ulica nazwana imieniem polskiego przedstawiciela sentymentalizmu? Imię Kazimierza Brodzińskiego nadano w okresie PRL traktowi biegnącemu od ul. 1 Maja (wtedy, a obecnie 3 Maja) w kierunku na Klimontów. Przed wojną ulica ta nosiła miano (być może nieformalne) Wjazdowej. Pan Henryk Pomykalski w swojej książce poświęconej proszowskim ulicom, w rozdziale omawiającym ulicę Brodzińskiego sugeruje, że inicjatorem nadania tego imienia był najprawdopodobniej Tadeusz Kulisa, pełniący w latach ’50 ubiegłego wieku funkcję przewodniczącego Prezydium Miejskiej Rady Narodowej. Ale co tak naprawdę łączy tego poetę z Proszowicami?

Kazimierz Brodziński urodził się w roku 1791 w miejscowości Królówka koło Bochni. Gdy miał 3 lata zmarła mu matka, a wkrótce ojciec ożenił się powtórnie i rodzina przeprowadziła się do pobliskiej Lipnicy Murowanej, gdzie Kazimierz uczęszczał do pierwszych szkół. Obie te miejscowości są położone w odległości mniej więcej 50 km od Proszowic. Czy Kazimierz Brodziński mógł bywać w dzieciństwie lub wczesnej młodości w Proszowicach? Nie jest to nieprawdopodobne, jednak brak na to jakichkolwiek dowodów. Faktem jest jednak, że w jego twórczości ziemia proszowska przywoływana jest kilkukrotnie, w szczególności w wydanym po raz pierwszy w 1821 r. poemacie Wiesław, którego akcja częściowo zlokalizowana jest w podkrakowskiej wsi – i to było prawdopodobnie bezpośrednią przyczyną pojawienia się w Proszowicach ulicy imienia Kazimierza Brodzińskiego. Jest jednak pewien fakt z życiorysu poety, dotychczas proszowskiej społeczności nieznany, który łączy go z tą ziemią jeszcze bardziej – a jest nim osoba jego żony, Wiktorii Holly.

W 1795 r., po trzecim rozbiorze Polski, tereny, na których położone są Proszowice, trafiły w ręce Austriaków. Zaborca przejął wtedy między innymi bezpośrednią kontrolę nad dotychczasowymi dobrami królewskimi, a do takich należały miasto Proszowice wraz z sąsiednimi Zagrodami Królewskimi, gdzie zlokalizowany był królewski folwark. Przedstawiciele rządu austriackiego ochoczo zabrali się do inwentaryzowania królewszczyzn, sporządzania map i planów – celem było spieniężenie tych majątków. Cały ten proces trwać miał jednak czas jakiś, a ziemiami przynoszącymi przecież dochód ktoś musiał zarządzać. Problem ten postanowiono rozwiązać oddając przejęte majątki w dzierżawę. I tutaj pojawia się ojciec naszej bohaterki: Franciszek Holly – pierwszy znany dzierżawca dóbr Zagrody Proszowskie. Niestety nie wiemy o nim zbyt wiele. Urodzony około roku 1750, był Czechem z pochodzenia. Około roku 1790 wziął ślub z Marianną Jaworską. W Proszowicach pojawił się być może już w roku 1795, wraz z Austriakami, chociaż tego faktu nie udało się nigdzie potwierdzić – dokumenty dotyczące tej dzierżawy powinny znajdować się w archiwum we Lwowie. Wiadomo za to na pewno, że Zagrodami władał w roku 1798 i w latach następnych, ponieważ tam rodziły się jego dzieci: w  1798 roku syn Franciszek, w 1800 roku córka Karolina, a 7 kwietnia 1802 r. Wiktoria – przyszła żona Kazimierza Brodzińskiego. Niestety, niespełna miesiąc po narodzinach Wiktorii, w dniu 5 maja 1802 r., Franciszek Holly po krótkiej chorobie umiera w swoim domu na Zagrodach. Proszowski proboszcz w akcie zgonu zanotował, że śmierć spowodowała „gorączka żółciowa”, co we współczesnej medycynie oznacza ostre zapalenie pęcherzyka żółciowego. Dwa dni później Franciszek Holly został pochowany na proszowskim cmentarzu zlokalizowanym koło kościółka Św. Trójcy, gdzie spoczywa do dziś.

Akt zgonu Franciszka Holly
Akt zgonu Franciszka Holly

Wdowa po Franciszku opuściła Zagrody i przeniosła się do Krakowa, do swojej matki, Magdaleny Jaworskiej – pobyt Wiktorii na Zagrodach nie trwał zatem zbyt długo i jak się wydaje nie wróciła ona tam już nigdy. Wkrótce po przeprowadzce do Krakowa, w dniu 22 czerwca 1802 r., Marianna Holly również umiera, osierocając trójkę swoich dzieci, które odtąd mieszkają w Krakowie ze swoją babką. W 1820 r. Karolina Holly wychodzi za mąż za Franciszka Armińskiego, profesora astronomii na Uniwersytecie Warszawskim. Młoda para zamieszkała w Warszawie na terenie budującego się właśnie uniwersyteckiego obserwatorium astronomicznego. Dwa lata później wraz z nimi zamieszkała tam siostra Karoliny, Wiktoria. W owym czasie wykładowcą literatury na Uniwersytecie Warszawskim był właśnie Kazimierz Brodziński, który mieszkał… również we wspomnianym obserwatorium astronomicznym. I tak rozpoczęła się znajomość Kazimierza i Wiktorii, która zaowocowała kilka lat później związkiem małżeńskim. Para pobrała się 27 października 1826 r. w warszawskim kościele pod wezwaniem Św. Aleksandra. I tak piewca piękna proszowskiej ziemi, poślubił kobietę zrodzoną w tej ziemi.

Kazimierz Brodziński, 1826, akt małżeństwa, Warszawa Św. Aleksander
Akt małżeństwa Kazimierza Brodzińskiego i Wiktorii Holly
Grób Kazimierza Brodzińskiego w Dreźnie
Nagrobek Kazimierza Brodzińskiego na cmentarzu w Dreźnie

Kilka lat po ślubie, w roku 1833, Kazimierz odbył samotną podróż do Buska i w Krakowskie. To właśnie wtedy prawie na pewno odwiedził Proszowice. W podróży z Buska do Krakowa zatrzymał się bowiem na kilka dni w Cudzynowicach – parafii zlokalizowanej niedaleko Kazimierzy Wielkiej. Najkrótsza droga pomiędzy Cudzynowicami, a Krakowem wiedzie właśnie przez Proszowice – można więc śmiało założyć, że wtedy właśnie przejechał przez Proszowice i to na dodatek wjeżdżając do nich traktem wiodącym od strony Klimontowa, a zatem drogą, która 120 lat później nazwana zostanie jego imieniem.

Niestety wielka miłość Kazimierza i Wiktorii nie trwała długo. Poeta mimo młodego wieku, jeszcze przed ślubem, zaczął niedomagać – jego organizm zaatakowała najprawdopodobniej jakaś odmiana raka (skiru – jak nazywano go w tamtych czasach). Próbował różnych terapii, a w poszukiwaniu ratunku dla swojego zdrowia udał się między innymi do niemieckiego Karlsbadu. Tam po trzytygodniowym pobycie i kuracji miejscowymi wodami, stan jego nieco się poprawił. Postanowił wrócić do Warszawy, do rodziny. W drodze powrotnej zatrzymał się na krótko w Dreźnie, gdzie choroba go zaatakowała ponownie. To właśnie tam zmarł w dniu 10 października 1835 roku i został pochowany na miejscowym cmentarzu. Wiktoria Brodzińska przeżyła męża tylko o niecałe 2 lata i zmarła 1 września 1837 roku.

Opracował: Wojciech Nowiński